czwartek, 1 marca 2012

Jestem wściekły na myśliwych

Jestem wściekły, bo bezkarnie strzelają, do czego im się podoba. Giną, orły, wilki, żubry. Ktoś powie, że się czepiam. Że takich rzeczy dopuszcza się tylko niewielka część myśliwych. To prawda, ale cała reszta, choć doskonale wie, że jest problem, nic z tym nie robi albo wręcz udaje, że problemu nie ma

18 lutego współpracownik Komitetu Ochrony Orłów Robert Kruszyk przekazał informację o znalezieniu na Śląsku martwego orła przedniego. Był to młody samiec, któremu nadano imię Urban. Wypuszczony w został w 2011 r. w ramach realizowanego na terenie Czech programu przywracania tego gatunku. Robert Kruszyk zapewne nigdy nie znalazłby tego ptaka, gdyby nie to, że zaopatrzony był on w umożliwiający namierzenie nadajnik satelitarny i radiowy. Orzeł leżał pod śniegiem, kilkadziesiąt metrów od myśliwskiej ambony. Sekcja wykazała, że w ciele tkwi osiem śrucin. Kilka z nich uszkodziło ważne organy wewnętrzne.

To szokujący wypadek, ale niejedyny. Z danych Komitetu Ochrony Orłów wynika, że w latach 1993-2011 zastrzelono w Polsce 26 bielików, trzy orły przednie oraz 13 rybołowów. Jest to z pewnością czubek góry lodowej, bo odnalezienie większości postrzelonych ptaków jest po prostu nie możliwe. Dodam, że trzy zabite orły przednie to wcale niemało, gdyż w Polsce żyje tylko około 30 par tych ptaków.
 
Ptaki drapieżne to niejedyne chronione zwierzęta bezkarnie zabijane przez myśliwych. W zeszłym roku opisywałem sprawę żubra zastrzelonego na skraju Puszczy Białowieskiej. Myśliwy pomylił go z małym dzikiem i nie poniósł konsekwencji finansowych, choć Białowieski Park Narodowy, pod którego opieką znajdują się żubry, domagał się 50 tys. zł odszkodowania.

Ale to, co przeczytałem w "Dzienniku Wschodnim", sprawiło, że wciąż przecieram oczy ze zdumienia. 15 lutego pojawił się tam tekst opowiadający o tym, jakie to wilki są straszne i że zjadają jelenie. Do takich opisów już zdążyłem przywyknąć. Myśliwi nie lubią konkurencji. Zaszokowało mnie jednak co innego. Otóż na poparcie swej tezy Sławomir Skowronek, szef koła łowieckiego Sokół, opowiada o tym, że cztery lata temu jego kolega zastrzelił "w obronie własnej" dwa wilki. Zdumiałem się. Nie chodzi o to, że ataki wilka na człowieka raczej się nie zdarzają. To marna historia zapewne służąca do przykrycia ordynarnego kłusownictwa. Bardziej mnie dziwi coś innego. Wilk jest gatunkiem chronionym, więc od razu cisną się pytania. Gdzie są skóry i czaszki tych zwierząt? Dlaczego nikt, łącznie z prezesem koła łowieckiego, nie poinformował o tym fakcie odpowiednich władz zajmujących się ochroną przyrody? A nie poinformował, bo to sprawdziłem.

W USA, gdzie jest jako taki nadzór nad myśliwymi, za zabicie chronionych gatunków grożą wysokie kary. Dlatego myśliwi, którzy dopuścili się takich czynów, stosują zasadę trzech "S" (Shoot, Shovel & Shut Up - czyli zastrzel, zakop i zamknij się). W Polsce, jak widać, czują się na tyle bezkarni, że opowiadają o kłusowniczych wyczynach w gazetach. Gdy pojawiła się informacja o orle przednim, na łowieckich forach można było znaleźć tłumaczenia, że ktoś go zabił z wiatrówki albo że po prostu przyleciał do Polski postrzelony. Ktoś powie, że się czepiam. Że takich rzeczy dopuszcza się tylko niewielka część myśliwych. To prawda, ale cała reszta, choć doskonale wie, że jest problem, nic z tym nie robi albo wręcz udaje, że problemu nie ma. Dlatego jestem wściekły na wszystkich myśliwych.


Źródło: Gazeta Wyborcza 01.03.2012 | http://wyborcza.pl/1,75400,11249659,Jestem_wsciekly_na_mysliwych.html#ixzz1nr3QkfFj

środa, 29 lutego 2012

Obrońcy praw zwierząt na końskim jarmarku. "Idą te ku... Robią zdjęcia. Nie bij, nie bij"

Dziesiątki obrońców praw zwierząt przyjechały na doroczny koński jarmark w Skaryszewie pod Radomiem. Z aparatami i kamerami pilnowali tego, co dzieje się na targowisku, bo wcześniej wielokrotnie dochodziło tam do znęcania się nad zwierzętami. Obrońcy zorganizowali też na miejscu manifestację przeciwko sprzedawaniu koni do rzeźni.

Skaryszewski Jarmark Koński "Wstępy" to - jak deklarują organizatorzy - największa tego typu impreza w Polsce i Europie. Ruszyła w poniedziałek jeszcze przed wschodem słońca, jednak pierwsze samochody z końmi zaczęły się pojawiać już dzień wcześniej. Wtedy też do Skaryszewa przyjechali obrońcy praw zwierząt.

Od lat w środowisku organizacji prozwierzęcych skaryszewski targ owiany jest złą sławą. W poprzednich latach wielokrotnie dochodziło tam do maltretowania koni. Niejednokrotnie pijani sprzedawcy bili i kopali zwierzęta, okładali je batami i kijami. Czasami dlatego, że nie chciały np. wejść do przyczepy albo stać spokojnie, a czasami - dla zabawy. Dodatkowo konie często musiały godzinami stłoczone stać bez jedzenia i picia zamknięte w przyczepach i samochodach.

Wg obrońców zwierząt dla części handlarzy są one warte tylko tyle, co pochodzące z nich mięso. Obok koni pociągowych czy przeznaczonych dla gospodarstw agroturystycznych wiele zwierząt sprzedaje się bowiem do rzeźni. Co roku włoskie ubojnie specjalnie na ten jarmark wysyłają do Polski ogromne tiry, które wyjeżdżają załadowane końmi. Jak wielokrotnie alarmowali obrońcy praw zwierząt, na Półwysep Apeniński stłoczone zwierzęta po kilkudziesięciogodzinnej podróży docierały odwodnione i skrajnie wycieńczone.

Działacze prozwierzęcy twierdzą, że w tym roku na jarmarku było trochę lepiej niż w latach ubiegłych. - Nie było tego, co kiedyś było normą, czyli masowego bicia, nagminnego używania bata, maltretowania tylko po to, żeby się popisać - relacjonuje Monika Bukowska z Fundacji Viva!

Działaczka: Widziałam podcinanie zwierzęciu nóg batem, by popisać się przed kolegami

Zdaniem obrońców zwierząt handlarze starali się hamować właśnie ze względu na ich obecność. - Z daleka się ostrzegali: "Idą te ku... Robią zdjęcia. Nie bij, nie bij" - opowiada Scarlett Szyłogalis z Fundacji "Tara - Schronisko dla koni". W czasie pobytu na jarmarku działacze byli obrzucani wyzwiskami, opluwani i kopani.

Jak podkreślają, sytuacja wciąż jest jednak daleka od ideału. - Incydenty, niestety, się zdarzały. Widziałam dźganie konia nożem, żeby wszedł na rampę. Podcinanie zwierzęciu nóg batem, żeby pokazać kolegom, jak się nad nim panuje - wylicza Bukowska.

Działacze organizacji ochrony praw zwierząt duże zastrzeżenia mieli do funkcjonowania w czasie targów inspekcji weterynaryjnej. Według nich obecni na jarmarku weterynarze rozpoczęli pracę zbyt późno. - W nocy znaleźliśmy konia, który miał bardzo dużą ranę na zadzie. Dzwoniliśmy do kilku weterynarzy, ale żaden nie przyjechał. Na miejscu był namiot inspekcji weterynaryjnej, ale okazało się, że będzie czynny dopiero od 8.00 rano. Czyli najwyraźniej zwierzęta w nocy nie miały prawa być ranne - relacjonuje Szyłogalis.

Zdaniem obrońców część zwierząt wciąż była przywożona w tragicznych warunkach. - Przyjeżdżały konie na otwartych przyczepach z sizalowymi torbami na głowach. Inne były stłoczone jak w konserwie, nie miały jak się ruszyć i musiały stać z pochyloną głową, bo sufit był za niski. W czasie kontroli nikt na to nie reagował - opowiada Iwona Kozińska z Tary.

Jak mówili wolontariusze, kontrolerzy tylko wyrywkowo sprawdzali dokumenty zwierząt - i zwykle tylko to, czy liczba papierów zgadza się z liczbą koni w przyczepie na samochodzie.

Demonstrują w obronie koni? "Oszołomy", "nieroby"

Większość organizacji prozwierzęcych, które pojawiły się w Skaryszewie, jest przeciwna idei przeznaczania koni na mięso. W czasie Jarmarku zorganizowali manifestację przeciwko sprzedaży tych zwierząt do rzeźni. W odpowiedzi zostali obrzuceni obelgami i wyzwiskami. "Oszołomy", "nieroby", "debile" to najłagodniejsze określenia, jakie padały.

- Czym konie różnią się od krów czy świń? Na czym mamy zarabiać? Komu mamy sprzedawać konie, jak nikt poza rzeźnią nie chce ich kupić? Ludzi zacznijcie bronić, a nie piesków i koni - krzyczeli handlarze. W stronę manifestujących poleciało też kilka kamieni. W ramach protestu przeciwko ubojowi koni Fundacja "Tara" wykupiła 10 źrebaków, które mogły trafić do rzeźni.

Władze Skaryszewa zapewniają, że organizatorzy robią wszystko, by handel końmi odbywał się w jak najlepszych warunkach. Według nich kontrola weterynaryjna została nawet w tym roku wzmocniona. Burmistrz Skaryszewa zauważył w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że sprzedaż koni na rzeź nie przynosi miastu chluby, jednak - jak zastrzegł - organizatorzy jarmarku nie mają prawnej możliwości zablokowania tego rodzaju transakcji.

Podczas targów przedstawiciele organizacji praw zwierząt zbierali podpisy pod petycją w sprawie zmiany Ustawy o ochronie zwierząt. Chcą wprowadzenia do niej zapisu, że "koń jest zwierzęciem towarzyszącym człowiekowi", co będzie się wiązać z zakazem hodowli koni na rzeź i ich wywozem z Polski.

Źródło: Tok FM |http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,11253124,Obroncy_praw_zwierzat_na_konskim_jarmarku___Ida_te.html

wtorek, 17 stycznia 2012

Czechy: Inspekcja zakazała sprzedaży ok. 470 tys. jaj z Polski

Czeska państwowa inspekcja weterynaryjna zakazała w poniedziałek sprzedaży około 470 tys. jaj pochodzących z Polski. Powodem tej decyzji są niezgodne z przepisami UE warunki chowu kur.

Jak poinformował rzecznik ministerstwa rolnictwa w Pradze Jan Żaczek, chodzi o trzy partie jaj z dwóch polskich ferm, które w hodowli wykorzystują niedozwolone od początku tego roku przez Unię Europejską typy klatek. - Jaja oznaczone były kodem producenta Fermy Drobiu Borkowski sp. z o.o. z Polski. Transport 166 260 jaj został zatrzymany. Kontrolerzy inspekcji weterynaryjnej nakazali wycofanie ich z sieci handlowej, a dostawcy dali możliwość podjęcia decyzji, czy transport zwróci do miejsca pochodzenia, czy też w nieszkodliwy sposób go zutylizuje - powiedział rzecznik. Kolejny transport dotyczył 302 400 jaj pochodzących z firmy LIM-POL. Te również nakazano usunąć z obiegu handlowego.

Już przed kilkoma dniami czeska inspekcja weterynaryjna informowała o wycofaniu z handlu około 200 tys. jaj z Węgier oraz takiej samej liczby jaj z Polski. Także wówczas tłumaczyła to tym, że warunki chowu były "niejasne".

Chodzi o regulacje dotyczące warunków hodowli kur niosek. Według unijnych przepisów z 1999 r. w klatkach nowego typu ma być mniej kur niż dotychczas, klatki mają mieć minimum 35 cm wysokości i m.in. grzędę. Na dostosowanie się do tych wymogów Komisja dała krajom członkowskim kilka lat. Polska, która weszła do UE w 2004 r., miała znacznie mniej czasu na zainstalowanie nowych klatek.

Czeski minister rolnictwa podkreślał, że takie postępowanie będzie obowiązywało we wszystkich przypadkach naruszenia przepisów przy imporcie jaj. - To nie do pomyślenia, aby nasi krajowi producenci byli poszkodowani na własnym rynku przez to, że przestrzegają wymogów unijnego prawa - powiedział.

Minister pod koniec 2011 r. wydał polecenie nakazujące instytucjom kontroli żywności zapobieganie sprzedaży jaj pochodzących od kur chowanych w klatkach starego typu.

Źródło: Gazeta Wyborcza, 17.01.2012 http://wyborcza.pl/1,75248,10977585,Czechy__Inspekcja_zakazala_sprzedazy_ok__470_tys_.html

wtorek, 3 stycznia 2012

Korrida od dziś nielegalna w Katalonii

W Katalonii od dzisiaj obowiązuje zakaz organizowania korridy. Prawo zabraniające walki z bykami zostało przegłosowane w lipcu 2010 roku. Ostatnia korrida odbyła się we wrześniu ubiegłego roku.
Obrońcy praw zwierząt - inicjatorzy obowiązującego od dzisiaj prawa - odetchnęli z ulgą. Gorszy humor mają miłośnicy korridy, którzy argumentują, że walki z bykami należą do kulturowego dziedzictwa Katalonii. - To jest niemożliwe. Ci, którzy wymyślili zakaz, nie wiedzą, co zrobili, nie rozumieją, czym jest korrida - narzeka jeden z miłośników walk z bykami.

Polityczni przeciwnicy wprowadzenia zakazu przypominają, że do czerwca kataloński rząd musi wypłacić odszkodowania organizatorom walk. Ich zdaniem, łączna kwota odszkodowań przekroczy 200 milionów euro. Tymczasem Katalonia nie ma pieniędzy nawet na służbę zdrowia. "Skąd weźmie na odszkodowania?" - pytają przeciwnicy nowego prawa.

Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,10903709,Korrida_od_dzis_nielegalna_w_Katalonii.html

niedziela, 1 stycznia 2012

Nowelizacja ustawy: zwierzęta bardziej chronione

1 stycznia w życie wchodzi nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt. Od dziś psów nie można trzymać na łańcuchu dłużej niż 12 godzin, a za znęcanie się nad zwierzętami grozi do 3 lat więzienia.

Nowelizacja to wiele zmian, które powinny wpłynąć na poprawienie się sytuacji zwierząt w naszym kraju. Przede wszystkim zwiększono karę za znęcanie się nad zwierzętami - z roku do dwóch lat pozbawienia wolności. Za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem można trafić za kratki na trzy lata. Dodatkowo oprawca na 10 lat może stracić prawo do posiadania zwierzęcia.

Zwiększają się także kary finansowe za przestępstwa związane ze zwierzętami. Sąd może obecnie nakazać wpłatę kwoty w wysokości od 500 złotych do 100 tysięcy złotych na cel związany z ochroną zwierząt.

A to nie koniec. Dzięki nowelizacji zakazano przycinania uszu i ogonów psom. Nie wolno też sprzedawać zwierząt domowych na targowiskach. Dzięki temu od niedzieli nie będzie można kupić psa ani kota m.in. na poznańskiej Sielance. Specjalnie zatrudnieni ochroniarze będą pilnować, by przepisy były tu przestrzegane. Zwierzę możemy obecnie nabyć w schronisku lub w zarejestrowanej hodowli.

Co więcej, nie wolno trzymać zwierzęcia na uwięzi dłużej niż 12 godzin (np. na łańcuchu) i na uwięzi krótszej niż 3 metry.

Nowelizacja wprowadza też zakaz odstrzeliwania błąkających się zwierząt domowych przez myśliwych. Na wszystkich obywateli nakłada również obowiązek powiadomienia schroniska lub policji o znalezieniu porzuconego psa lub kota w lesie lub poza terenem zabudowanym.

Źródło: http://epoznan.pl/news-news-29724-Nowelizacja_ustawy_zwierzeta_bardziej_chronione

piątek, 30 grudnia 2011

Fermy zwierząt futerkowych w Wielkopolsce. NIK ujawnia skandaliczne zaniedbania

W naszym kraju zabija się dla futer około 4 mln. norek amerykańskich, około 300 tys. lisów pospolitych i polarnych, około 2 tys. jenotów oraz około 40 tys. szynszyli (dane za 2010 r.). Północno-zachodni obszar Polski, a w szczególności województwo wielkopolskie, to tereny, gdzie występuje najwięcej ferm zwierząt futerkowych. Planowana jest budowa kolejnych. Zamiary te bardzo często spotykają się z protestami mieszkańców, którzy zdają sobie sprawę z zagrożeń ekologicznych i epidemiologicznych związanych z przemysłową hodowlą tych, przeważnie drapieżnych, zwierząt.

Pomimo tego, iż hodowcy zapewniają, że stosują najnowocześniejsze metody i zabezpieczenia, to zdrowy rozsądek podpowiada, że przetrzymywanie zwierząt w małych klatkach, w ilościach przekraczających wyobraźnie (Bo ile to właściwie jest 40 tysięcy norek? Ile pokarmu potrzebuje taka ilość zwierząt? Ile leków? Ile odchodów wydali? Ile osobników padnie?), nie może być korzystne ani dla środowiska ani dla walorów przyrodniczych czy turystycznych regionów sąsiadujących z fermami. Wobec tego protesty, takie jak ten w Budziszewicach, o którym pokrótce pisaliśmy TUTAJ nie dziwią. Niedawno sporządzony raport NIK (wrzesień 2011 r.) potwierdza obawy społeczeństwa związane z funkcjonowaniem ferm zwierząt futerkowych.

Raport ten można analizować na dwóch płaszczyznach. Pierwsza dotyczy bezpośrednich kontroli na fermach, przeprowadzanych przez organy administracyjne takie jak Inspekcja Weterynaryjna, Inspektorat Ochrony Środowiska oraz Inspektorat Nadzoru Budowlanego na zlecenie Najwyższej Izby Kontroli. Podczas tych kontroli dostrzeżono wiele nieprawidłowości, które zostaną omówione w dalszej części artykułu. Druga płaszczyzna to analiza działań samych organów kontrolujących. I w tym względzie wykazano wiele błędów i nierzetelności. Zdaje się, że organy kontrolne przy słabym działaniu i niskim zaangażowaniu w ocenę ferm i tak dostrzegły ogromną ilość wypaczeń. Aż strach pomyśleć, jakie byłyby wnioski, gdyby przeprowadzono więcej kontroli i gdyby były one prowadzone z większym zaangażowaniem. Skupmy się jednak na obrazie, jaki wyłania się z kontroli takich, jakie były faktycznie przeprowadzone. Jak już wyżej wspomniano kontrolą ferm zajmowały się trzy różnego rodzaju inspekcje. Zatem fermy były kontrolowane pod kątem wypełniania przepisów weterynaryjnych, przepisów ochrony środowiska oraz prawa budowlanego.

Kontroli (na zlecenie NIK) poddano 23 fermy z terenu Wielkopolski, co stanowi 18% ogółu wszystkich ferm na terenie województwa. W zaledwie jednej z kontrolowanych ferm były spełnione jednocześnie wymagania weterynaryjne, budowlane i ochrony środowiska. Wszystkie pozostałe podmioty prowadzące hodowlę dopuściły się zaniedbań i naruszeń w przynajmniej w jednym z wymienionych obszarów. I tak, aż 87% skontrolowanych ferm zwierząt futerkowych nie wypełniło wymagań ochrony środowiska, w 48% przepadków działalność była prowadzona w obiektach nielegalne wybudowanych lub nielegalnie eksploatowanych, a 35% nie przestrzegało przepisów weterynaryjnych.

Przyjrzyjmy się bliżej nieprawidłowościom, jakie wskazały Inspekcje. Hodowcy nie prowadzą dokumentacji leczenia zwierząt. Czy to znaczy, że zwierzęta nie chorują? Wydaje się to mało prawdopodobne na przykład w przypadku hodowli norek w Gnieźnie, która liczy 36 000 osobników. Zatem pojawia się pytanie: czy tych zwierząt się nie leczy? Czy może leczy się na własną rękę? Skoro nikt nad tym nie czuwa, chyba słuszne są obawy związane z zagrożeniem epidemiologicznym.

Kolejne niedopatrzenie to brak umów na odbiór padłych zwierząt. Niedopatrzenie poważne, bo też wiążące się z zagrożeniem zdrowia. I w tym przypadku musimy zdać się na wyobraźnię i zastanawiać się czy martwa norka, szynszyla albo lis zostały przerobione na karmę czy może  wyrzucone pod płotem? Brakuje też procedur postępowania z odchodami zwierząt powstałymi na fermach, co znów skłania do wnioskowania, że to postępowanie nie będzie najlepszym możliwym, a legendy o smrodzie jaki unosi się w promieniu nawet kilku kilometrów od fermy futrzarskiej nie są ani trochę przesadzone.

Kontrole wykazały, że prowadzący fermy w większości przypadków łamali przepisy ochrony środowiska prowadząc gospodarkę odpadami bez wymaganych decyzji administracyjnych na wytwarzanie i odzysk odpadów. W większości przypadków nie prowadzono wymaganej prawem ewidencji odpadów. Zdarzały się również przypadki braku pozwolenia wodnoprawnego, które jest wymagane na odprowadzanie ścieków, a także wód opadowych.

Również w zakresie stosowania ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego jako karmy zaniedbany został obowiązek prowadzenia dokumentacji dotyczącej ilości i daty do użycia tych produktów. Pomijano również prowadzenie badań mikrobiologicznych ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego. Nie dokumentowano deratyzacji. W wielu przypadkach brakowało mat dezynfekcyjnych w liczbie zapewniającej zabezpieczenie wejść i wjazdów do gospodarstw. Nie zabezpieczona również w wystarczający sposób dostępu do obiektu postronnym zwierzętom.

Także Inspekcja Nadzoru Budowlanego odnotowała wiele nieprawidłowości. Część obiektów na fermach była wznoszona bez pozwolenia na budowę, inne były budowane z naruszeniem warunków wskazanych w decyzjach, a jeszcze inne były eksploatowane w sposób niezgodny z prawem. Na przykład Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Poznaniu w wyniku kontroli jednej z ferm stwierdził, że inwestor wybudował 13 wiat w konstrukcji stalowej, z dachem krytym płytami eternitowymi falistymi (zawierającymi azbest) bez pozwolenia na budowę. We wszystkich wiatach ustawione były klatki ze zwierzętami futerkowymi. Poza tym na terenie tej samej fermy bez stosownego pozwolenia wybudowane budynek gospodarczy. Tylko 6 podmiotów (26% spośród poddanych kontroli) prowadziło fermy w legalnie wybudowanych obiektach.

Mając zarys tego jak wygląda przestrzeganie przepisów na fermach przejdźmy do oceny instytucji kontrolnych, które powinny poprzez swoje kontrole wymusić na podmiotach im podlegających dostosowanie się do odpowiednich wymagań. Niestety jak czytamy w raporcie NIK: „Fermy zwierząt futerkowych funkcjonujące na terenie województwa wielkopolskiego nie były wcale lub bardzo rzadko kontrolowane przez inspekcje nadzoru budowlanego i ochrony środowiska, a nadzór weterynaryjny nad tymi fermami sprawowany był nierzetelnie."

Kontrole przeprowadzane przez Inspekcje Weterynaryjne powinny być prowadzone, zgodnie z zaleceniami Głównego Lekarza Weterynarii, w oparciu o listę kontrolną SPIWET (1). Zakres przeprowadzonych kontroli oraz sposób ich udokumentowania nie odpowiadał jednak w pełni obowiązującym wymogom w czterech Inspekcjach Weterynaryjnych spośród sześciu kontrolowanych przez NIK. Ponadto aż pięć inspekcji w swoich raportach przedstawiło nierzetelne dane, co do liczby skontrolowanych ferm oraz wyników ich kontroli. Na przykład Powiatowy Lekarz Weterynarii w Poznaniu w raportach wykazał, że w latach 2009-2010 skontrolował odpowiednio siedem i sześć ferm zwierząt futerkowych, podczas gdy faktycznie skontrolowano odpowiednio dwa i jedno gospodarstwo. Albo Inspekcja Weterynaryjna w Ostrowie Wlkp., która w sporządzonym protokole nie udokumentowała ustaleń w zakresie liczby zwierząt utrzymywanych na fermie, mimo że podstawą tej kontroli była skarga mieszkańców dot. m.in. możliwości przekroczenia na tej fermie dopuszczonej w zezwoleniu obsady norek. Do innych nierzetelnych działań inspekcji można zaliczyć to, że Inspekcje Weterynaryjne w Grodzisku Wlkp. i Poznaniu po odnotowaniu nieprawidłowości nie określiły w protokołach zaleceń pokontrolnych ani terminów ich realizacji. W innych przypadkach, nawet gdy takie zalecenia istniały, to nie sprawdzano ich wykonania. Zaniechania te spowodowały, że na 3 fermach nadzorowanych przez Inspektorat w Grodzisku Wlkp. co roku występowały te same nieprawidłowości. Rekordzistą natomiast została Inspekcja Weterynaryjna w Krotoszynie, która w 26 raportach na 33 sporządzonych, udokumentowała przeprowadzenie kontroli, które się nie odbyły lub zostały przeprowadzone w sposób nierzetelny. NIK wskazała na występowanie warunków sprzyjających tworzeniu się mechanizmów korupcjogennych.

Natomiast jeśli chodzi o Inspektorat Ochrony Środowiska to nie był on w szczególny sposób zobligowany do przeprowadzania kontroli ferm futrzarskich. Ani Główny Inspektor Ochrony Środowiska nie zaliczył funkcjonowania ferm futrzarskich do ważnych działań ani wojewoda wielkopolski i organy wykonawcze administracji nie zgłosiły konieczności kontroli ferm w zakresie przestrzegania przepisów ochrony środowiska. Czy słusznie? Inspekcja Ochrony Środowiska w Poznaniu przeprowadziła w latach 2009-2010 kontrole 6 ferm spośród 129 w województwie wielkopolskim. We WSZYSTKICH skontrolowanych fermach stwierdzone zostały nieprawidłowości związane z gospodarką odpadami. Pomimo stwierdzenia poważnych nieprawidłowości i zaniedbań na wszystkich kontrolowanych fermach nie podjęto dalszych działań, poprzestając na tych badań. A zdaje się, że logiczne wnioskowanie podpowiada, że na pozostałych fermach może zachodzić analogiczna sytuacja. Nie dziwi więc, że NIK skierowała wniosek do WIOŚ w Poznaniu o objęcie kontrolą w każdym roku większej liczby ferm zwierząt futerkowych, funkcjonujących na terenie województwa wielkopolskiego.

Pozostaje jeszcze jedna kwestia, potraktowana bardzo zdawkowo w raporcie Najwyższej Izby Kontroli – same zwierzęta. Według danych Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, w Polsce w 2010 r. produkowanych było około 4 mln skór norek amerykańskich, około 300 tys. skór lisów pospolitych i polarnych, około 2 tys. skór jenotów oraz około 40 tys. sztuk szynszyli. Każda ta sztuka to żywa, czująca istota, która ma prawo do życia wolnego od cierpienia. Hodowla w ciasnej klatce, zakończona śmiercią wyklucza taką możliwość, jednak mimo wszystko dobrze byłoby, gdyby organy kontrolne zwracały uwagę na to czy ta klatka ma odpowiednie rozmiary, czy zapewniony jest dostęp światła i powietrza, w końcu na to w jaki sposób odbywa się ubój. Niestety takich informacji nie znajdziemy w raporcie NIK. Ze szczątkowych informacji możemy wywnioskować, że takich danych po prostu nie ma. Na 96 ferm będących pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnych z województwa wielkopolskiego zaledwie 4 zostały skontrolowane w roku 2010 pod kątem dobrostanu zwierząt.

Zatem informacje na temat traktowania zwierząt na fermach trzeba i warto czerpać z innych źródeł. Najbardziej wiarygodne zdają się filmy video realizowane podczas śledztw obywatelskich. Pod tym ADRESEM możemy obejrzeć filmy z fińskich ferm. Z obrazów tych wynika, że przemysł futrzarski ma za nic dobrostan zwierząt. Norki, lisy, szynszyle stłoczone są w maleńkich klatkach. A przecież jako drapieżniki są stworzone do przemierzania ogromnych odległości w poszukiwaniu zdobyczy. Norka potrafi dziennie przebyć kilkadziesiąt kilometrów. Czy klatka o wymiarach kilkudziesięciu cm może zapewnić jej warunki choć minimalnie zbliżone do naturalnych? Oczywiście, że nie! Skutki tego możemy zobaczyć na wyżej wspomnianych filmach. Kręcenie się w kółko, obijanie od ścian klatki, obgryzanie kończyn, ogonów i uszu, ropiejące oczy, gnijące rany, niedowład kończyn. Czy u nas się to nie zdarza? Czy kontrole tego nie widzą?

Nie proponuję czekania na kolejny raport NIK, w którym być może zostaną przedstawione kontrole z większej ilości ferm oraz być może należyta uwaga zostanie zwrócona na dobrostan zwierząt. Proponuję aktywną postawę mającą chronić nas przed skażeniem środowiska i utratą walorów przyrodniczych i estetycznych terenów wokół ferm futrzarskim i mająca chronić zwierzęta przed niewolą i cierpieniem. Protestujmy przeciwko budowie nowych ferm, nagłaśniajmy przypadki wypaczeń na już istniejących, rozpowszechniajmy wiedzę, ślijmy listy protestacyjne. A może już w najbliższej przyszłości uda nam się wprowadzić zakaz hodowli zwierząt futerkowych w Polsce. Tak jak udało się to  Anglikom czy Austriakom i tak, jak prawdopodobnie niedługo uda się to Finom, Duńczykom czy Norwegom.

Raport NIK można przeczytać pod tym ADRESEM

Przypis:
(1) Protokół kontroli przeznaczony do dokumentowania stwierdzonych niezgodności z wymaganiami zawartymi w ustawach z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt, z dnia 11 marca 2004 r. o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt, a także rozporządzeniach Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 2 września 2003 r. w sprawie minimalnych warunków utrzymania poszczególnych gatunków zwierząt gospodarskich, z dnia 18 września 2003 r. w sprawie szczegółowych warunków weterynaryjnych, jakie muszą spełniać gospodarstwa w przypadkach, gdy zwierzęta lub środki spożywcze pochodzące z tych gospodarstw są wprowadzane na rynek oraz z dnia 28 kwietnia 2004 r. w sprawie zakresu i sposobu prowadzenia ewidencji leczenia zwierząt i dokumentacji lekarsko - weterynaryjnej

Źródło: http://www.rozbrat.org/publicystyka/ekologia/2959-fermy-zwierzat-futerkowych-w-wielkopolsce-nik-ujawnia-skandaliczne-zaniedbania

czwartek, 22 grudnia 2011

Myśliwy postrzelony podczas polowania pod Lesznem

49-letni myśliwy został postrzelony na polowaniu w okolicach Książecego Lasu pod Lesznem.

Do wypadku doszło wczoraj po południu. Wieczorem myśliwy zmarł w szpitalu. - Polowanie organizowało lokalne nadleśnictwo. Uczestniczyło w nim 22 myśliwych i grupa naganiaczy. Przebadaliśmy ich alkomatami, wszyscy byli trzeźwi. Myśliwemu, który oddał strzał, pobraliśmy jednak krew do badań - mówił nam wczoraj rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak. Śledztwo prowadzi leszczyńska prokuratura. Wczoraj nie ujawniała, jak doszło do postrzału.

Źródło: Gazeta Poznań, 22.12.11 http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36001,10863418,Mysliwy_postrzelony_podczas_polowania_pod_Lesznem.html