czwartek, 1 marca 2012

Jestem wściekły na myśliwych

Jestem wściekły, bo bezkarnie strzelają, do czego im się podoba. Giną, orły, wilki, żubry. Ktoś powie, że się czepiam. Że takich rzeczy dopuszcza się tylko niewielka część myśliwych. To prawda, ale cała reszta, choć doskonale wie, że jest problem, nic z tym nie robi albo wręcz udaje, że problemu nie ma

18 lutego współpracownik Komitetu Ochrony Orłów Robert Kruszyk przekazał informację o znalezieniu na Śląsku martwego orła przedniego. Był to młody samiec, któremu nadano imię Urban. Wypuszczony w został w 2011 r. w ramach realizowanego na terenie Czech programu przywracania tego gatunku. Robert Kruszyk zapewne nigdy nie znalazłby tego ptaka, gdyby nie to, że zaopatrzony był on w umożliwiający namierzenie nadajnik satelitarny i radiowy. Orzeł leżał pod śniegiem, kilkadziesiąt metrów od myśliwskiej ambony. Sekcja wykazała, że w ciele tkwi osiem śrucin. Kilka z nich uszkodziło ważne organy wewnętrzne.

To szokujący wypadek, ale niejedyny. Z danych Komitetu Ochrony Orłów wynika, że w latach 1993-2011 zastrzelono w Polsce 26 bielików, trzy orły przednie oraz 13 rybołowów. Jest to z pewnością czubek góry lodowej, bo odnalezienie większości postrzelonych ptaków jest po prostu nie możliwe. Dodam, że trzy zabite orły przednie to wcale niemało, gdyż w Polsce żyje tylko około 30 par tych ptaków.
 
Ptaki drapieżne to niejedyne chronione zwierzęta bezkarnie zabijane przez myśliwych. W zeszłym roku opisywałem sprawę żubra zastrzelonego na skraju Puszczy Białowieskiej. Myśliwy pomylił go z małym dzikiem i nie poniósł konsekwencji finansowych, choć Białowieski Park Narodowy, pod którego opieką znajdują się żubry, domagał się 50 tys. zł odszkodowania.

Ale to, co przeczytałem w "Dzienniku Wschodnim", sprawiło, że wciąż przecieram oczy ze zdumienia. 15 lutego pojawił się tam tekst opowiadający o tym, jakie to wilki są straszne i że zjadają jelenie. Do takich opisów już zdążyłem przywyknąć. Myśliwi nie lubią konkurencji. Zaszokowało mnie jednak co innego. Otóż na poparcie swej tezy Sławomir Skowronek, szef koła łowieckiego Sokół, opowiada o tym, że cztery lata temu jego kolega zastrzelił "w obronie własnej" dwa wilki. Zdumiałem się. Nie chodzi o to, że ataki wilka na człowieka raczej się nie zdarzają. To marna historia zapewne służąca do przykrycia ordynarnego kłusownictwa. Bardziej mnie dziwi coś innego. Wilk jest gatunkiem chronionym, więc od razu cisną się pytania. Gdzie są skóry i czaszki tych zwierząt? Dlaczego nikt, łącznie z prezesem koła łowieckiego, nie poinformował o tym fakcie odpowiednich władz zajmujących się ochroną przyrody? A nie poinformował, bo to sprawdziłem.

W USA, gdzie jest jako taki nadzór nad myśliwymi, za zabicie chronionych gatunków grożą wysokie kary. Dlatego myśliwi, którzy dopuścili się takich czynów, stosują zasadę trzech "S" (Shoot, Shovel & Shut Up - czyli zastrzel, zakop i zamknij się). W Polsce, jak widać, czują się na tyle bezkarni, że opowiadają o kłusowniczych wyczynach w gazetach. Gdy pojawiła się informacja o orle przednim, na łowieckich forach można było znaleźć tłumaczenia, że ktoś go zabił z wiatrówki albo że po prostu przyleciał do Polski postrzelony. Ktoś powie, że się czepiam. Że takich rzeczy dopuszcza się tylko niewielka część myśliwych. To prawda, ale cała reszta, choć doskonale wie, że jest problem, nic z tym nie robi albo wręcz udaje, że problemu nie ma. Dlatego jestem wściekły na wszystkich myśliwych.


Źródło: Gazeta Wyborcza 01.03.2012 | http://wyborcza.pl/1,75400,11249659,Jestem_wsciekly_na_mysliwych.html#ixzz1nr3QkfFj

środa, 29 lutego 2012

Obrońcy praw zwierząt na końskim jarmarku. "Idą te ku... Robią zdjęcia. Nie bij, nie bij"

Dziesiątki obrońców praw zwierząt przyjechały na doroczny koński jarmark w Skaryszewie pod Radomiem. Z aparatami i kamerami pilnowali tego, co dzieje się na targowisku, bo wcześniej wielokrotnie dochodziło tam do znęcania się nad zwierzętami. Obrońcy zorganizowali też na miejscu manifestację przeciwko sprzedawaniu koni do rzeźni.

Skaryszewski Jarmark Koński "Wstępy" to - jak deklarują organizatorzy - największa tego typu impreza w Polsce i Europie. Ruszyła w poniedziałek jeszcze przed wschodem słońca, jednak pierwsze samochody z końmi zaczęły się pojawiać już dzień wcześniej. Wtedy też do Skaryszewa przyjechali obrońcy praw zwierząt.

Od lat w środowisku organizacji prozwierzęcych skaryszewski targ owiany jest złą sławą. W poprzednich latach wielokrotnie dochodziło tam do maltretowania koni. Niejednokrotnie pijani sprzedawcy bili i kopali zwierzęta, okładali je batami i kijami. Czasami dlatego, że nie chciały np. wejść do przyczepy albo stać spokojnie, a czasami - dla zabawy. Dodatkowo konie często musiały godzinami stłoczone stać bez jedzenia i picia zamknięte w przyczepach i samochodach.

Wg obrońców zwierząt dla części handlarzy są one warte tylko tyle, co pochodzące z nich mięso. Obok koni pociągowych czy przeznaczonych dla gospodarstw agroturystycznych wiele zwierząt sprzedaje się bowiem do rzeźni. Co roku włoskie ubojnie specjalnie na ten jarmark wysyłają do Polski ogromne tiry, które wyjeżdżają załadowane końmi. Jak wielokrotnie alarmowali obrońcy praw zwierząt, na Półwysep Apeniński stłoczone zwierzęta po kilkudziesięciogodzinnej podróży docierały odwodnione i skrajnie wycieńczone.

Działacze prozwierzęcy twierdzą, że w tym roku na jarmarku było trochę lepiej niż w latach ubiegłych. - Nie było tego, co kiedyś było normą, czyli masowego bicia, nagminnego używania bata, maltretowania tylko po to, żeby się popisać - relacjonuje Monika Bukowska z Fundacji Viva!

Działaczka: Widziałam podcinanie zwierzęciu nóg batem, by popisać się przed kolegami

Zdaniem obrońców zwierząt handlarze starali się hamować właśnie ze względu na ich obecność. - Z daleka się ostrzegali: "Idą te ku... Robią zdjęcia. Nie bij, nie bij" - opowiada Scarlett Szyłogalis z Fundacji "Tara - Schronisko dla koni". W czasie pobytu na jarmarku działacze byli obrzucani wyzwiskami, opluwani i kopani.

Jak podkreślają, sytuacja wciąż jest jednak daleka od ideału. - Incydenty, niestety, się zdarzały. Widziałam dźganie konia nożem, żeby wszedł na rampę. Podcinanie zwierzęciu nóg batem, żeby pokazać kolegom, jak się nad nim panuje - wylicza Bukowska.

Działacze organizacji ochrony praw zwierząt duże zastrzeżenia mieli do funkcjonowania w czasie targów inspekcji weterynaryjnej. Według nich obecni na jarmarku weterynarze rozpoczęli pracę zbyt późno. - W nocy znaleźliśmy konia, który miał bardzo dużą ranę na zadzie. Dzwoniliśmy do kilku weterynarzy, ale żaden nie przyjechał. Na miejscu był namiot inspekcji weterynaryjnej, ale okazało się, że będzie czynny dopiero od 8.00 rano. Czyli najwyraźniej zwierzęta w nocy nie miały prawa być ranne - relacjonuje Szyłogalis.

Zdaniem obrońców część zwierząt wciąż była przywożona w tragicznych warunkach. - Przyjeżdżały konie na otwartych przyczepach z sizalowymi torbami na głowach. Inne były stłoczone jak w konserwie, nie miały jak się ruszyć i musiały stać z pochyloną głową, bo sufit był za niski. W czasie kontroli nikt na to nie reagował - opowiada Iwona Kozińska z Tary.

Jak mówili wolontariusze, kontrolerzy tylko wyrywkowo sprawdzali dokumenty zwierząt - i zwykle tylko to, czy liczba papierów zgadza się z liczbą koni w przyczepie na samochodzie.

Demonstrują w obronie koni? "Oszołomy", "nieroby"

Większość organizacji prozwierzęcych, które pojawiły się w Skaryszewie, jest przeciwna idei przeznaczania koni na mięso. W czasie Jarmarku zorganizowali manifestację przeciwko sprzedaży tych zwierząt do rzeźni. W odpowiedzi zostali obrzuceni obelgami i wyzwiskami. "Oszołomy", "nieroby", "debile" to najłagodniejsze określenia, jakie padały.

- Czym konie różnią się od krów czy świń? Na czym mamy zarabiać? Komu mamy sprzedawać konie, jak nikt poza rzeźnią nie chce ich kupić? Ludzi zacznijcie bronić, a nie piesków i koni - krzyczeli handlarze. W stronę manifestujących poleciało też kilka kamieni. W ramach protestu przeciwko ubojowi koni Fundacja "Tara" wykupiła 10 źrebaków, które mogły trafić do rzeźni.

Władze Skaryszewa zapewniają, że organizatorzy robią wszystko, by handel końmi odbywał się w jak najlepszych warunkach. Według nich kontrola weterynaryjna została nawet w tym roku wzmocniona. Burmistrz Skaryszewa zauważył w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że sprzedaż koni na rzeź nie przynosi miastu chluby, jednak - jak zastrzegł - organizatorzy jarmarku nie mają prawnej możliwości zablokowania tego rodzaju transakcji.

Podczas targów przedstawiciele organizacji praw zwierząt zbierali podpisy pod petycją w sprawie zmiany Ustawy o ochronie zwierząt. Chcą wprowadzenia do niej zapisu, że "koń jest zwierzęciem towarzyszącym człowiekowi", co będzie się wiązać z zakazem hodowli koni na rzeź i ich wywozem z Polski.

Źródło: Tok FM |http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,11253124,Obroncy_praw_zwierzat_na_konskim_jarmarku___Ida_te.html

wtorek, 17 stycznia 2012

Czechy: Inspekcja zakazała sprzedaży ok. 470 tys. jaj z Polski

Czeska państwowa inspekcja weterynaryjna zakazała w poniedziałek sprzedaży około 470 tys. jaj pochodzących z Polski. Powodem tej decyzji są niezgodne z przepisami UE warunki chowu kur.

Jak poinformował rzecznik ministerstwa rolnictwa w Pradze Jan Żaczek, chodzi o trzy partie jaj z dwóch polskich ferm, które w hodowli wykorzystują niedozwolone od początku tego roku przez Unię Europejską typy klatek. - Jaja oznaczone były kodem producenta Fermy Drobiu Borkowski sp. z o.o. z Polski. Transport 166 260 jaj został zatrzymany. Kontrolerzy inspekcji weterynaryjnej nakazali wycofanie ich z sieci handlowej, a dostawcy dali możliwość podjęcia decyzji, czy transport zwróci do miejsca pochodzenia, czy też w nieszkodliwy sposób go zutylizuje - powiedział rzecznik. Kolejny transport dotyczył 302 400 jaj pochodzących z firmy LIM-POL. Te również nakazano usunąć z obiegu handlowego.

Już przed kilkoma dniami czeska inspekcja weterynaryjna informowała o wycofaniu z handlu około 200 tys. jaj z Węgier oraz takiej samej liczby jaj z Polski. Także wówczas tłumaczyła to tym, że warunki chowu były "niejasne".

Chodzi o regulacje dotyczące warunków hodowli kur niosek. Według unijnych przepisów z 1999 r. w klatkach nowego typu ma być mniej kur niż dotychczas, klatki mają mieć minimum 35 cm wysokości i m.in. grzędę. Na dostosowanie się do tych wymogów Komisja dała krajom członkowskim kilka lat. Polska, która weszła do UE w 2004 r., miała znacznie mniej czasu na zainstalowanie nowych klatek.

Czeski minister rolnictwa podkreślał, że takie postępowanie będzie obowiązywało we wszystkich przypadkach naruszenia przepisów przy imporcie jaj. - To nie do pomyślenia, aby nasi krajowi producenci byli poszkodowani na własnym rynku przez to, że przestrzegają wymogów unijnego prawa - powiedział.

Minister pod koniec 2011 r. wydał polecenie nakazujące instytucjom kontroli żywności zapobieganie sprzedaży jaj pochodzących od kur chowanych w klatkach starego typu.

Źródło: Gazeta Wyborcza, 17.01.2012 http://wyborcza.pl/1,75248,10977585,Czechy__Inspekcja_zakazala_sprzedazy_ok__470_tys_.html

wtorek, 3 stycznia 2012

Korrida od dziś nielegalna w Katalonii

W Katalonii od dzisiaj obowiązuje zakaz organizowania korridy. Prawo zabraniające walki z bykami zostało przegłosowane w lipcu 2010 roku. Ostatnia korrida odbyła się we wrześniu ubiegłego roku.
Obrońcy praw zwierząt - inicjatorzy obowiązującego od dzisiaj prawa - odetchnęli z ulgą. Gorszy humor mają miłośnicy korridy, którzy argumentują, że walki z bykami należą do kulturowego dziedzictwa Katalonii. - To jest niemożliwe. Ci, którzy wymyślili zakaz, nie wiedzą, co zrobili, nie rozumieją, czym jest korrida - narzeka jeden z miłośników walk z bykami.

Polityczni przeciwnicy wprowadzenia zakazu przypominają, że do czerwca kataloński rząd musi wypłacić odszkodowania organizatorom walk. Ich zdaniem, łączna kwota odszkodowań przekroczy 200 milionów euro. Tymczasem Katalonia nie ma pieniędzy nawet na służbę zdrowia. "Skąd weźmie na odszkodowania?" - pytają przeciwnicy nowego prawa.

Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,10903709,Korrida_od_dzis_nielegalna_w_Katalonii.html

niedziela, 1 stycznia 2012

Nowelizacja ustawy: zwierzęta bardziej chronione

1 stycznia w życie wchodzi nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt. Od dziś psów nie można trzymać na łańcuchu dłużej niż 12 godzin, a za znęcanie się nad zwierzętami grozi do 3 lat więzienia.

Nowelizacja to wiele zmian, które powinny wpłynąć na poprawienie się sytuacji zwierząt w naszym kraju. Przede wszystkim zwiększono karę za znęcanie się nad zwierzętami - z roku do dwóch lat pozbawienia wolności. Za znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem można trafić za kratki na trzy lata. Dodatkowo oprawca na 10 lat może stracić prawo do posiadania zwierzęcia.

Zwiększają się także kary finansowe za przestępstwa związane ze zwierzętami. Sąd może obecnie nakazać wpłatę kwoty w wysokości od 500 złotych do 100 tysięcy złotych na cel związany z ochroną zwierząt.

A to nie koniec. Dzięki nowelizacji zakazano przycinania uszu i ogonów psom. Nie wolno też sprzedawać zwierząt domowych na targowiskach. Dzięki temu od niedzieli nie będzie można kupić psa ani kota m.in. na poznańskiej Sielance. Specjalnie zatrudnieni ochroniarze będą pilnować, by przepisy były tu przestrzegane. Zwierzę możemy obecnie nabyć w schronisku lub w zarejestrowanej hodowli.

Co więcej, nie wolno trzymać zwierzęcia na uwięzi dłużej niż 12 godzin (np. na łańcuchu) i na uwięzi krótszej niż 3 metry.

Nowelizacja wprowadza też zakaz odstrzeliwania błąkających się zwierząt domowych przez myśliwych. Na wszystkich obywateli nakłada również obowiązek powiadomienia schroniska lub policji o znalezieniu porzuconego psa lub kota w lesie lub poza terenem zabudowanym.

Źródło: http://epoznan.pl/news-news-29724-Nowelizacja_ustawy_zwierzeta_bardziej_chronione